Magiczna siódemka. Może ósemka, albo Szóstka… Każda z nas ma taką Liczbę. Liczbę, której widoku nie znosi. Której się wstydzi- w rozmowach z koleżankami czy u lekarza. Liczbę, która spędza nam sen z powiek. Powoduje doła. Tworzy kompleksy.
Myślę, że wiesz już o jaką liczbę chodzi. O magiczną wagę, której nie chcemy przekraczać lub o której przekroczeniu skrycie marzymy. Temat ten przewija się od czasu do czasu w wielu dyskusjach, ale nadal nasze myślenie się nie zmienia. Uznałam, że jest to idealny okres na napisanie tego posta, bo sama dzisiaj uległam wpływowi mojej magicznej siódemki.
Jak to wygląda u mnie? Zawsze ważyłam dużo. Dużo jak na swój wiek. Dużo jak na swój wygląd. Dużo w porównaniu do koleżanek. Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale może być to też źródłem problemów. Już w gimnazjum, jako nastolatka- młode piękne dziewczę, miałam z tego powodu kompleksy. Prawda jest taka, że byłam szczuplutka. Ale miałam już wtedy bardziej kobiecą figurę niż koleżanki. No i ważyłam więcej, co czasem powodowało dziwne uwagi i komentarze. I chyba te reakcje zakodowałam. A przecież ważyłam wtedy ok. 60 kg!! Ale moje koleżanki ważyły 50 kg! Więc ja ważyłam w ich oczach dużo. Nienawiść do wagi została wtedy skutecznie zaszczepiona. Nienawidzę suki do dzisiaj.
Z wiekiem waga systematycznie rosła. Zupełnie niepostrzeżenie. Cichaczem- wredna jędza. Z roku na rok minimalnie w górę. Moja szczytowa waga to było 76 kg. Dużo, niedużo. Teraz to dla mnie nieistotne. Wyglądałam źle. Potem schudłam. Znowu przytyłam i tak w koło Macieju. Przy moim ostatnim podejściu zaczęłam od 74 kg. „Udało” mi się w rok stracić 5 kg. Cudzysłów ma swoje znaczenie. To nie jest metamorfoza, którą oglądacie na tablicach na Facebooku. Magiczne przemiany, które budzą w nas presje osiągania nadzwyczajnych efektów. Moja przemiana w porównaniu z nimi, nie robi takiego wrażenia. Ale jest moja. A poza kilogramami na wadze zmieniło się we mnie wiele więcej. I co ważne, bo wiele kobiet zastanawia się czy to rzeczywiście możliwe, czy to tylko bajki opowiadane na pocieszenie- te 5 kg to -11 cm w oponce, -9 cm w biuście (ulga) czy -7 cm w talii. Ale nie o tym jest dzisiejszy post. Jako, że przez ten rok nie straciłam wiele kilogramów, moja waga nieustannie krążyła wokół Mojej Magicznej Siódemki. Magię tej liczby najlepiej obserwowałam okresach, kiedy waga oscylowała na granicy.Taki okres ma miejsce teraz. Niedawno waga spadła poniżej 70 kg (do 68kg), czułam się cudnie. Mogłam przenosić góry. Czułam się super seksowna, super zgrabna i bombowo-wystrzałowa. Moja pewność siebie poszybowała w górę,. Z przyjemnością patrzyłam w lustro i robiłam to przy każdej możliwej okazji. Dosłownie- podnosiłam w pracy w łazience bluzkę, żeby podejrzeć jak fajnie zaczyna wyglądać mój brzuch. W końcu nie będą ustępować mi miejsca w autobusie z powodu ciąży spożywczej!! Euforia trwała do czasu. Po weekendzie (tak, byłam niegrzeczna) z powodów problemów żołądkowych moja waga zbuntowała się. Już myślałam, że mnie lubi a ona znowu to zrobiła! Przeszła na Drugą Stronę Mocy. Znowu pokazała Magiczną Siódemkę! Moja pewność siebie nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki wyparowała. Zaczęły pojawiać się myśli- znowu jesteś gruba, znowu zawaliłaś, nic po Tobie nie widać…
Na szczęście nauczyłam się kochać siebie. I jako swoja najlepsza przyjaciółka przeprowadziłam ze sobą, krótką acz treściwą i skuteczną rozmowę. Skupiłam się na sobie, spojrzałam przychylnym okiem i przemówiłam do rozsądku. Przecież przez dwa dni nie przybyło mi 2 kg tłuszczu. Na naszą wagę wpływ ma ilość wody, czy zawartość jelitowa. Waga waha się między dniami o 1-2 kg (czasem więcej) i jest to całkowicie normalne. A nawet gdyby ta Moja Magiczna Siódemka została ze mną na dużej, to czy jest to aż tak ważne? Czy mam ją wyrytą na czole? Nie! Na szczęście nie witamy się ze sobą jak na spotkaniu AA-„Witam, nazywam się Paula i ważę 70 kg”. Szukając faceta nie podajemy swojej wagi, żeby mógł ocenić czy jesteśmy atrakcyjne. To jak się czujemy powinno być wyznacznikiem naszej atrakcyjności. Bo nawet nie nasz wygląd. Różne są gusta, różne są kanony urody. Nie oceniajmy innych, bo to bez sensu. I nie porównujmy wagi do koleżanek. Dwie osoby o podobnej wadze i wzroście mogą wyglądać zupełnie inaczej. Jedna będzie umięśniona a druga miękka niczym meduza. No i co to znaczy, że dużo ważysz?!? Dużo, czyli ile? Wiadomo BMI i te sprawy, ale to są tylko statystyki. Nie bądźmy dla siebie okrutne, jak analitycy finansowi analizujący zdolność kredytową. Odbicie w lustrze i to jak leży na nas nasze ubranie, powinno być odwzorowaniem tego, czy jest dobrze. Nie bądźmy dla siebie tak surowe i okrutne. To nic nie daje. Można kochać siebie i swoje ciało i nadal dbać o to, żeby lepiej wyglądało. Nie musisz wmawiać sobie kolejnych kompleksów i podkreślać tych, które masz żeby wiedzieć, co jest do poprawy. Określenie swoich słabych i mocnych stron nie musi być nacechowane negatywnymi emocjami. Bardzo polecam Ci proste ćwiczenie. Bardzo mi osobiście pomogło. To powtarzany jak mantra sposób, żeby powiedzieć sobie, co się w sobie lubi. Zrób sobie przegląd. Powiedz sobie kilka komplementów. Jak zaczęłam mówić sobie, co mi się podoba to okazało się, że nie akceptuję zaledwie małego procenta swojego ciała. A to znaczy, że generalnie jest dobrze i jestem zadowolona. Poświęć więc sobie 5 minut i powiedz sobie, co w sobie lubisz, zaczynając od góry (włosy, nos, oczy, usta, ramiona, obojczyki, piersi, talia…) a kończąc na samym dole. Gwarantuję Ci, że nie jest tak źle jak sądziłaś. I przypominaj sobie tą listę za każdym razem, kiedy przyjdą Ci do głowy głupie myśli.
A wracając do wagi- nie namawiam do wyrzucenia wagi, bo jednak jest jakimś wskaźnikiem. Ale jeśli czujesz taką potrzebę to bez niej też sobie poradzisz. Jak ją zostawisz to ją oswój ale się do niej nie przywiązuj. Nie warto!
-
Maria Kowalczyk
-
Maria Kowalczyk
-
Maria Kowalczyk
-
Maria Kowalczyk
-
Maria Kowalczyk